W dniu 05 września 2022 r. w 83
rocznicę śmierci plutonowego Stefana Karaszewskiego władze
gminy Moszczenica, harcerze oraz mieszkańcy gminy Moszczenica uczcili pamięć o
lokalnym bohaterze. Mszę polową w intencji poległego plutonowego Stefana Karaszewskiego, odprawił ks. Kanonik
Władysław Paś proboszcz miejscowej parafii.Plutonowy Stefan Karaszewski poległ w dniu
05.09. 1939r. po samotnej, dwugodzinnej walce, podczas której zdołał
całkowicie zniszczyć osiem hitlerowskich maszyn, a kilka kolejnych uszkodzić.
Dzięki heroicznej postawie Stefana Karaszewskiego 85. Pułk Strzelców
Wileńskich, w której to służył plutonowy, zdołał bezpiecznie wycofać się na
wschód.Kwiaty przed pomnikiem upamiętniającym bohaterski czyn
plutonowego Stefana Karaszewskiego złożyli Wójt Gminy Moszczenica Marceli Piekarek wraz z wice Wójtem
Gminy Moszczenica Krzysztofem Jędrzejczykiem i Dyrektorem Gminnego Ośrodka
Kultury i Sportu w Moszczenicy Włodzimierzem Kaźmierczakiem, Harcerze z 86
Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej "KNIEJA" im. Stefana Karaszewskiego,
członkowie organizacji „Strzelec”
oraz przedstawiciele rodziny św. pamięci
plutonowego Karaszewskiego.Krótka historia Stefana Karaszewskiego:"Okolice Moszczenicy niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego, 5
września 1939 roku, godzina 14.30Głuchy odgłos
czołgowych silników potężniał z każdą sekundą, wprawiając ziemię w coraz
wyraźniejsze drżenie. Ze ścian naprędce wykopanego, podłużnego stanowiska
ogniowego zaczęły odrywać się grudki ziemi. Plutonowy Stefan Karaszewski otarł
czoło zabandażowaną ręką i jeszcze mocniej przywarł do ziemi, ściskając w dłoni
karabin mauzera.Czołg jest tuż-tuż.
Już słychać wyraźnie chrzęst gąsienic. No gdzie te cholerne miny???Eksplozja!Nareszcie!
Plutonowy ostrożnie wychylił się z okopu. Kilkanaście metrów od jego kryjówki
stał zasnuty czarnym dymem czołg PzKpfw II. Mina spełniła swoje zadanie - z
każdą chwilą dym był coraz gęstszy, pojawiły się też języki ognia.Górna klapa
czołgu odskoczyła z głośnym szczęknięciem i na pancerz wyskoczyła sylwetka w
czarnym kombinezonie. Niemiecki pancerniak sięgnął ręką do wnętrza pojazdu i
pomógł koledze wydostać się na zewnątrz.Plutonowy
Karaszewski zerwał się na równe nogi i przyłożył karabin do oka.Strzał,
przeładowanie, drugi strzał i dwa ciała stoczyły się po pancerzu na ziemię.
Trzeci członek załogi nie wyszedł z czołgu. Może wolał śmierć w płomieniach niż
tę od nieuchronnej kuli. A może po prostu już nie żył.Stefan
Karaszewski urodził się w kwietniu 1915 roku w Harbinie w Chinach, gdzie jego
ojciec Stanisław, były żołnierz carskiej armii, pracował przy linii kolejowej
łączącej Syberię z Władywostokiem.Wykorzystując
słabość południowo-wschodniego sąsiada, władze rosyjskie pod koniec XIX wieku
wymusiły na Chinach zgodę na przeprowadzenie linii kolejowej przebiegającej
przez chińskie terytorium, znacznie skracając w ten sposób jej długość.W mieście
przebywało wówczas kilkanaście tysięcy Polaków, głównie zatrudnionych przy
budowie i utrzymaniu wspomnianej linii. Istniały polskie organizacje społeczne,
ukazywały się polskie gazety, istniały kluby sportowe i inne stowarzyszenia.
Ba, w 1915 roku powstało nawet polskie gimnazjum imienia Henryka Sienkiewicza
(istniało do 1949 roku).Kiedy Polska
odzyskała niepodległość, Stefan wraz z rodzicami oraz przybraną siostrą Zosią
(Stanisław i Anna Karaszewscy adoptowali w Harbinie osieroconą polską
dziewczynkę) przyjechali do Tomaszowa Mazowieckiego, miasta, z którego
Stanisław pochodził.Niedługo po
powrocie do Polski ojciec ciężko zachorował i rodzina popadła w biedę. By
ratować rodzinny budżet, zaraz po ukończeniu szkoły Stefan rozpoczął pracę w
fabryce włókienniczej. Od dziecka interesował się jednak wojskiem. Wstąpił do
Związku Strzeleckiego "Strzelec" i odbył szereg kursów i szkoleń. W
tym samym czasie ożenił się i kilka miesięcy później przyszła na świat jego
córka Alicja.Po powołaniu do
wojska trafił do 85. Pułku Strzelców Wileńskich, do kompanii karabinów
maszynowych. Jego służba miała się skończyć 10 września 1939 roku. Miał już
nawet wykupiony bilet z Wilna do Tomaszowa Mazowieckiego. Pod koniec sierpnia
85. Pułk Strzelców Wileńskich został włączony w skład 19. Dywizji Piechoty, a
ta z kolei stała się częścią odwodowej Armii "Prusy" generała Stefana
Dęba-Biernackiego. Żołnierzy przewieziono koleją z Wilna do Łowicza, a stamtąd
na piechotę przeszli w okolice Piotrkowa Trybunalskiego. Pułk zajął pozycje
między Moszczenicą a Piotrkowem, osłaniając fragment linii kolejowej (Kolej
Warszawsko-Wiedeńska) o ogromnym znaczeniu strategicznym. Spodziewając się
uderzenia od zachodu, Polacy zaminowali pola i drogi. Karaszewski zajął
stanowisko ogniowe położone na łące kilkadziesiąt metrów od toru kolejowego, na
północ od wsi Kosów. Stanowisko miało kształt podłużnego wykopu i uzbrojone
było w ciężki karabin maszynowy wz. 30 oraz duży zapas granatów w żelaznej
skrzynce. Plutonowy Karaszewski dodatkowo wziął ze sobą kilka mauzerów.Teren tuż przed
stanowiskiem nieco się unosi. Nacierający z zachodu Niemcy nie widzą gniazda
karabinu maszynowego ani ukrytego polskiego żołnierza. Zobaczą go dopiero w
ostatniej chwili, kiedy już będzie za późno. Poza tym - nie wiedzą, że są na
polu minowym.Ogółem
nadjeżdża około sześćdziesięciu czołgów.Przyczajony w
okopie plutonowy Stefan Karaszewski wsłuchuje się w coraz głośniejszy ryk
czołgowych silników i czeka, aż któryś z pojazdów wyleci na minie; w ciągu
kilku ostatnich dni wraz z kolegami rozmieścili ich około tysiąca.Bliska
eksplozja uderza w uszy. Plutonowy zrywa się na nogi i z mauzera likwiduje
dwóch członków załogi ewakuujących się z płonącego czołgu. Zza niewielkiego
pagórka wychylają się już sylwetki dalszych maszyn. Stefan dopada do ciężkiego
karabinu maszynowego. Kolejna eksplozja zatrzymuje nacierający czołg. Załoga
ucieka przez włazy, po pancerzu bębnią pociski z polskiego CKM-u. Trzy ciała
upadają w trawę koło czołgu. Nie przerywając serii, Karaszewski przenosi ogień
na nadjeżdżający motocykl z przyczepą. Jego załoga ginie. Nadjeżdżają kolejne
czołgi. Jakimś cudem udaje im się uniknąć min. Kiedy są w odległości kilkunastu
metrów od polskiego stanowiska, Karaszewski chwyta granaty, kolejno wyrywa
zawleczki i ciska. Celnie. Dalsze maszyny stają w ogniu, a ich załogi przed
śmiertelnym dylematem - upiec się żywcem, czy też zginąć od kuli?Niemcy
zatrzymują się. Pociski z działek kalibru 20 mm oraz karabinów maszynowych
zamontowanych na czołgach PzKpfw I i PzKpfw II sieką ziemię wokół polskiego
stanowiska. Karaszewski pada na dno okopu i czołga się na jego koniec. Wychyla
się i rzuca kolejne granaty. Z mauzera likwiduje kolejnego Niemca. Potem znowu
pada na dno wykopu i czołga się w stronę karabinu maszynowego, który na
szczęście nie ucierpiał od niemieckiego ostrzału. Jego serie skutecznie
szachują Niemców, a nieliczna piechota wspierająca czołgi chowa się za
maszynami. W kierunku niemieckich czołgów lecą kolejne granaty. Maszyny stojące
w promieniu dwudziestu metrów od polskiego stanowiska płoną.Nec Hercules
contra plures... Kolejne czołgi objeżdżają polskie stanowisko w bezpiecznej
odległości, a piechota wchodzi do wsi Kosów. Kryjąc się za zabudowaniami,
okrążają Stefana Karaszewskiego od południa. Ten nie ma już nabojów do CKM-u -
ze śmiercionośnej maszyny zwisa tylko bezużyteczna parciana taśma. Ma kilka
nabojów do mauzera i kilka ostatnich granatów. Strzela w kierunku zbliżających
się Niemców i ciska pozostałe granaty. Oprócz ostatniego.Wyrywa z niego
zawleczkę, ale zamiast rzucić go w kierunku Niemców, przykłada go sobie do
gardła. Eksplozja granatu rozerwała plutonowemu Karaszewskiemu gardło i dolną
część twarzy.Niemcy przez
długi czas bali się zbliżyć do polskiego stanowiska. Kiedy w końcu podeszli,
nie mogli uwierzyć własnym oczom. Byli przekonani, że opór stawia im
przynajmniej kilku żołnierzy, tymczasem na dnie płytkiego okopu leżał tylko
jeden człowiek.W czerwcu 1939
roku zmarła córka Karaszewskiego, Alicja. Podczas jej pogrzebu, rozmawiając z
bliskimi na temat możliwej wojny z Niemcami, powiedział: "Żywy się w ich
ręce nie oddam!". Trzy miesiące później udowodnił, że nie rzuca słów na
wiatr.Podczas
dwugodzinnej walki plutonowy Stefan Karaszewski zdołał całkowicie zniszczyć
sześć hitlerowskich maszyn, a kilka kolejnych uszkodzić. Osłaniany heroiczną
walką Stefana Karaszewskiego 85. Pułk Strzelców Wileńskich zdołał wycofać się
na wschód. Mieszkańcy Moszczenicy pochowali bohaterskiego żołnierza w miejscu
jego śmierci, na łące w pobliżu toru kolejowego. Kiedy w październiku spadły
ulewne deszcze i zalały łąkę razem z grobem, odkopano jego ciało i gruntownie
przeszukano zwłoki (podczas pierwszego pogrzebu w pośpiechu zapomniano o tym).
W kieszeniach munduru znaleziono legitymację ze zdjęciem, książeczkę wojskową z
wpisem o awansie na plutonowego (walczył w mundurze z dystynkcjami kaprala, nie
zdążył przypiąć dodatkowej belki na pagonach) oraz przekaz pieniężny z adresem
jego matki w Tomaszowie Mazowieckim, co umożliwiło powiadomienie rodziny.Pogrzeb
bohaterskiego plutonowego w Moszczenicy stał się patriotyczną demonstracją i
zgromadził około tysiąca osób.Honory oddali
mu nawet stacjonujący w miejscowości oficerowie niemieccy.Z czasem
rodzina ekshumowała ciało i pochowała na cmentarzu w Tomaszowie Mazowieckim,
gdzie spoczywa do dzisiaj.O samotnej
walce polskiego żołnierza z niemieckimi czołgami nadal pamiętają mieszkańcy
Moszczenicy i okolic. W 1976 roku w miejscu, gdzie znajdowało się jego
stanowisko, położono głaz, na którym miejscowy kamieniarz wykuł stosowny napis.
Widnieje na nim także siedem trójkątów symbolizujących czołgi zniszczone przez
Stefana Karaszewskiego oraz kółko - symbol zniszczonego motocykla.Liczba czołgów
likwidowanych przez plutonowego jest trudna do ustalenia. W większości źródeł
przyjmuje się, że zniszczył on całkowicie sześć maszyn, a kilka innych
uszkodził w różnym stopniu.Głazem opiekują
się harcerze z 86. Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej "Knieja" imienia
Stefana Karaszewskiego, a jego imię nosiła także istniejąca do niedawna szkoła
w Kosowie.We wrześniu
2010 plutonowy Stefan Karaszewski pośmiertnie został odznaczony Krzyżem
Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski." ** -
źródło: https://zhistorii.blogspot.com/search?q=stefan+karaszewski